Recenzja filmu

Dziewczyny i chłopaki (2000)
Robert Iscove
Freddie Prinze Jr.
Claire Forlani

Tylko dla nastolatków

Kinematografia amerykańska każdego roku przygotowuje widzom kilka produkcji o młodych, pięknych i zakochanych, a że temat to zawsze modny, więc jest totalnie eksploatowany. Nadeszła wiosna,
Kinematografia amerykańska każdego roku przygotowuje widzom kilka produkcji o młodych, pięknych i zakochanych, a że temat to zawsze modny, więc jest totalnie eksploatowany. Nadeszła wiosna, hormony buzują lub zaczną za chwilę buzować. W związku z tym trzeba spragnionym amerykańskiego stylu życia i serialowych emocji sprzedać kolejną bajkę o miłości nastolatków. Zauważyłem pewną prawidłowość, a mianowicie, wszystkie niemalże amerykańskie filmy opowiadające o uczuciach między młodymi ludźmi przypominają "Beverly Hills 90210". Czyżby życie emocjonalne młodych amerykanów było regulowane na modłę filmową. Rozterki, które żadnymi rozterkami nie są. Kłopoty, które nie są kłopotami. I tak naprawdę to wszystko wiemy od początku... Film jest historią znajomości Ryana (Freddie Prinze Jr.) i Jennifer (Claire Forlani). Bohaterów poznajemy gdy mając po 12 lat lecą razem samolotem. Pierwszy ich kontakt nie wypada najlepiej. Ryan jest spiętym, zakompleksionym nastolatkiem. Jennifer to wyzwolona, właśnie wchodząca w dojrzałość (fizyczną) panienka. Oczywiście pomiędzy młodymi dochodzi do sprzeczki, która potencjalnie przekreśla dalszą znajomość. Następnych kilka przypadkowych spotkań na różnych etapach dojrzewania nie rokuje nadziei na jej rozwój i pogłębienie. Dopiero na studiach na Uniwersytecie Berkeley wspólna znajomość nabiera rozpędu i przeradza się w przyjaźń. Od tej chwili przewidywalność scenariusza jest stuprocentowa... Młodzi poszukują swojego miejsca w dorosłym życiu, swojej tożsamości. W założeniu reżyserskim miał to być obraz ukazujący różnice pomiędzy płciami w tym burzliwym okresie, jakim jest dojrzewanie. Niestety, z zamierzeń tych w realizacji nie zostało wiele, a film razi wręcz brakiem jakichkolwiek niespodzianek. Rzekome konflikty dwójki głównych bohaterów nijak się mają do rzeczywistych bolączek wieku dojrzewania. Reżyser chciał ukazać przeciwieństwa, jakie są obecne w każdej relacji pomiędzy płciami, a które czasami mogą być przyczyną niespełnienia największej nawet miłości. Cóż skoro efekt jest taki, że pożal się Boże. Konflikt sprowadza się tutaj do drobnych niezgodności charakterologicznych, które występują między ludźmi w ogóle. Najlepiej konflikt ten oddaje cytat z "Gliniarza w przedszkolu" - "Dziewczynki mają pochwy a chłopcy mają penisy". W filmie Roberta Iscove'a, płciowość jest to jedyny aspekt różniący bohaterów. Dla młodzieńczych poszukiwań Ryana i Jennifer istotne zdają się być wyłącznie kwestie seksualności i poszukiwania partnera do łóżka. Emocjonalność na poziomie zdeprywowanych sensorycznie dzieciaków nijak do mnie nie przemawia. Bo jak wytłumaczyć brak umiejętności odczytania łączących oboje więzi, które widz dostrzega a główni zainteresowani nie. O co chodzi w poszukiwaniach młodych bohaterów, czy o znalezienie miłości czy też może partnera seksualnego. Rozterki dwójki studentów zdają się lokować gdzieś na poziomie pierwszych odcinków "Cudownych lat". Skądinąd inteligentny i wrażliwy Ryan nie potrafi odczytać zainteresowania, jakim darzy go skądinąd inteligentna i wrażliwa Jennifer, jak to wytłumaczyć? Każda ich wzajemna rozmowa ukazuje, że są dla siebie partnerami doskonałymi. Rozumieją się, potrafią ze sobą rozmawiać, seks nie jest podstawą ich znajomości, każda próba nawiązania bliższej znajomości z kim innym kończy się fiaskiem. Co więc nie pozwala im zrozumieć, że są dla siebie stworzeni? Czy jest to strach przed bliskością drugiego człowieka? Nie sądzę. Reżyser nie stawiał przed widzami aż tak ambitnych pytań o kondycję ludzkość i kontaktów pomiędzy poszczególnymi jej przedstawicielami. W trailerach filmu na pewno zaserwowana Wam zostanie zapowiedź seksu, który wszystko zmienia. Nie wierzcie w to. Akurat ten fakt, że Ryan i Jen pójdą ze sobą do łóżka jest od samego początku jasny i pewny, natomiast reakcja obojga na ten fakt jest, jak najbardziej sztuczna i nieprawdopodobna. Nie chcę zdradzać, co się wydarzy, ale jeśli znacie schematyczność amerykańskiego kina i jego zamiłowanie do zakończeń pełnych optymizmu to oglądając "Dziewczyny i chłopaki" nie rozczarujecie się. Jest to typowe kino dla nastolatek czytających importowane z Niemiec tygodniki i rozmiłowanych w historiach nieszczęśliwie- szczęśliwych związków, których przebieg i zakończenie są znane od początku lektury. Na zakończenie napiszę tylko tyle, że gdyby nie obecność prześlicznej Claire Forlani (znanej z "Joe Black" z Bradem Pittem), której uroda i uśmiech są nagrodą za siedzenie na sali kinowej, to film ten należałoby wyświetlać w ośrodkach dla panienek uzależnionych od brazylijskich seriali i kiepskiej jakości kolorowych tygodników dla małoletnich. Na koniec przestroga. Chłopaki nie idźcie na ten film ze swoimi sympatiami, wymęczycie się strasznie. Dziewczęta o bardziej ambitnych zainteresowaniach także. I nie wychodźcie przed końcem napisów. To jedyna śmieszna scena w filmie, choć może niezbyt wyrafinowana.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones